ISSN 1896-0731

Nie taki Poznań fantastyczny

In recenzje on 23/06/2013 at 10:55 pm

poznan-fantastyczny-miasto-wyobrazni,pic1,1200,59841,80048,show2Steampunk do spółki z postapokalipsą i historią alternatywną jawi się jako ulubiona scenografia konkursowiczów, na podstawie której – teoretycznie – łatwo stworzyć opowiadanie. W praktyce realizacje takiego zamierzenia przynoszą różne skutki. W tym przypadku efekt jest zdecydowanie niezadowalający. 

Antologia Poznań fantastyczny to pokłosie konkursu zorganizowanego wiosną ubiegłego roku przez Wydawnictwo Miejskie Posnania. W jury zasiedli badacze i znawcy literatury z profesorem Przemysławem Czaplińskim na czele. Książka miała szansę stać się  dla rzeszy miłośników fantastyki tym, czym stał się dla wielu Pyrkon – marką samą w sobie, obok której niepodobna przejść obojętnie. Z różnych względów tak się jednak nie stało, a  literackie dopełnienie Pyrkonu jako konwentu niemalże idealnego nadal pozostaje pieśnią nieodległej – miejmy nadzieję – przyszłości. Owym dopełnieniem Poznań fantastyczny nijak być nie może.

Już pierwsze opowiadanie z całą mocą potwierdza tę tezę. Adam Kubacki, autor Zagłady ulicy Wyobraźni, przyznaje z rozbrajająca szczerością w odautorskiej notce, że jego tekst (zwycięski, dodajmy) przeleżał w szufladzie 10 lat. Wyciągnięty z limbo na okoliczność konkursu (autor nie omieszkał wspomnieć, iż jest etatowym uczestnikiem konkursów wszelakich) doznał ów tekst kosmetycznych poprawek – chodziło zapewne o nadanie pretekstowego sznytu poznańskiego – po czym poszedł w świat. Zagłada to opowiadanie z gruntu nieprzemyślane, mętna i gęsta od słów groteska, wyzuty z treści afabularny ciąg skojarzeń prowadzący do nikąd. Brak tu konceptu, planu, nakreślonych ram –  wszystkiego tego, czym powinno charakteryzować się dobre opowiadanie, zwłaszcza fantastyczne, ponieważ to właśnie wspomniany koncept stanowi nierzadko istotę dzieła. Tropy poznańskie pozostawiają wiele do życzenia. Miejsce akcji można by bez szkody dla całości podmienić na, powiedzmy, Grudziądz albo okolice Wałbrzycha – wszystko jedno, byleby stało tam kilka domów. Doprawdy, ciężko mi zrozumieć decyzję jurorów, którzy przyznali Zagładzie zaszczytne pierwsze miejsce. Być może ujęły ich poskręcane tunele rozbryzgujące się we wsze strony z owadzią gorliwością. Niżej podpisanego nie ujęły.

Następnie mamy opowiadanie nawiązujące do estetyki steampunka, czyli Nieporadne Świecidełko Jakuba Biernackiego (miejsce II). Steampunk do spółki z postapokalipsą i historią alternatywną jawi się jako ulubiona scenografia konkursowiczów, na podstawie której – teoretycznie – łatwo stworzyć opowiadanie. W praktyce realizacje takiego zamierzenia przynoszą różne skutki. W tym przypadku efekt jest zdecydowanie niezadowalający. Zarówno opowiadaniu Biernackiego, w którym da się wyczuć inspiracje kryminałem historycznym w rodzaju Elektrycznych pereł (a także klasyką steampunka w postaci Maszyny różnicowej), jak i tekstom Krupskiego oraz Koniecznego (wyróżnienia) zarzucić można pewną zachowawczość oraz estetyczny konformizm. Steampunk gadżetem stoi i jako literatura powierzchownych scenografii winna mięć tę scenografię odpowiednio rozbuchaną. Emanacją owego rozbuchania wyobraźni nijak nie może być tramwaj na parę. Ze starcia wyżej wymienionych autorów (mieszających w różnych proporcjach: wspomniany steampunk i historię alternatywną) zwycięsko wyszedł Michał Krupski ze swoim Zdarzeniem w Lunecie Aster. I choć pomysłowa fabuła, opowiedziana zgrabnie i z werwą, dusi się nieco w ciasnych ramach narzuconej odgórnie liczby znaków (przez co całość kończy się zbyt pospiesznie), to i tak autor dobrze gra konwencją, przemycając od czasu do czasu wartościowe przemyślenia narodowościowe. Nie jest to być może hit sezonu wiosna-lato 2013 w kategorii steampunk, ale i tak można tutaj mówić o próbie udanej. Wpisuje się w tę estetykę również Śmierć pana Prezesa autorstwa Waldemara Koniecznego, tekst pod pewnymi względami tożsamy ze Zdarzeniem, co każe przypuszczać, iż nie ma dla  młodych fantastów tematów wdzięczniejszych niż polska tożsamość narodowa, podrygująca konwulsyjnie pod butem zaborcy.

Postapokaliptyczny Poznań jest domeną dwóch autorów: Jędrzeja Burszty (III miejsce za Miastośnienie) oraz Wojciecha Kulawskiego autora Formagedonu. Oba opowiadania emanują klimatem beznadziei i krańcowej schyłkowości, przy czym u Burszty jest on wyraźniejszy, bardziej namacalny. Wojciech Kulawski celowo wykorzystał groteskę (echa Cyberiady Lema). Przy odrobinie dobrej woli i literackiego samozaparcia można zawiesić niewiarę na kołku, gdy czytamy o kilkuset płciach powstałych w wyniku mutacji. Burszta gra na innych instrumentach, nadto melodię subtelniejszą, lecz i u niego pojawiają się dziwne dysonanse w postaci braku wyraźnej celowości działań bohatera, jego irracjonalnego zachowania (studiowanie mapy miasta, w którym spędziło się dzieciństwo i młodość), dziur logicznych i ogólnej pretekstowości. Mimo to klimat upadłego miasta oddał ów autor dość przekonywująco.

Osobne zjawisko stanowią Zamurowani od północy Andrzeja Sikorskiego. Ta króciutka impresja o tematyce remontowo-rozbiórkowej z ledwie zaznaczonym wątkiem fantastycznym, to, jak pisze sam autor, fragment większej całości. Część ta znajduje się w ewidentnej sprzeczności z twierdzeniem, jakoby dobra powieść (a zakładam, że owa „większa całość” to powieść) zawierała w sobie przynajmniej jedno opowiadanie. Wybrany przez Sikorskiego fragment opowiadaniem nie jest, jest natomiast odartym z kontekstu wyimkiem, z którym nie wiadomo, co zrobić.

Teksty pań, czyli Ludgarda Moniki Rebizant-Siwiło oraz Jutro… Marty Zucker, to bezspornie najlepsze opowiadania w niniejszej antologii: dojrzałe, klimatyczne, dobrze napisane. Monika Rebizant-Siwiło zręcznie wykorzystuje znajomość historii, by snuć nastrojową opowieść o schyłkowym okresie związku Przemysła II z Ludgardą meklemburską. W Jutrze… zaś, rzeczy na wskroś współczesnej, miejski horror w stylu wczesnych dokonań Łukasza Orbitowskiego spotyka się z Dniem świstaka Harolda Ramisa, tworząc niepokojącą mieszkankę o dość dobrze przemyślanej strukturze. Uważam ten tekst za najlepszy w całej antologii, a to, że został umieszczony na końcu zbioru, tylko potęguje jego pozytywny odbiór na tle tekstów wcześniejszych, nie zawsze udanych.

Antologia Poznań fantastyczny z pewnością nie sprosta oczekiwaniom czytelnika zaznajomionego choć odrobinę z literaturą gatunkową – dwa lub trzy niezłe teksty to za mało. Odnoszę wrażenie, że na prawdziwy obraz Poznania w przestrzeni literackiej fantastyki przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać. Głównej przyczyny tego stanu rzeczy poszukiwać należy w skostniałym światku etatowych konkursowiczów, a także w zadanej formie literackiej – opowiadaniu. Konkursy obstawiane są przez te same nazwiska, dla których temat stanowi w istocie sprawę drugorzędną – napiszą o wszystkim, choćby ich zainteresowania rozmijały się w sposób znaczący z oczekiwaniami organizatorów wobec grupy docelowej. Później pozostaje wybierać między tekstami, których związki z zadanym motywem są cokolwiek naciągane. Z kolei opowiadanie jako gatunek epiki – zwłaszcza opowiadanie fantastyczne – winno opierać się na oryginalnym koncepcie oraz jego późniejszej precyzyjnej realizacji. W Poznaniu fantastycznym tej precyzji zabrakło, zaś prezentowane rozwiązania realizują w większości pomysły zgrane – również w przypadku tekstów lepszych. Nie bez przyczyny światowa czołówka fantastów specjalizujących się w opowiadaniach pozostaje niezmienna, zaś nieżyjący już Robert Sheckley nadal uchodzi za wzór fantastycznego „opowiadacza”. Żywię jednak nadzieje, że kolejna edycja Poznania fantastycznego ustrzeże się błędów prekursora – sama inicjatywa warta jest kontynuacji.

Dodaj komentarz